48K views, 935 likes, 205 loves, 123 comments, 931 shares, Facebook Watch Videos from Kartki HUMOR Relaks: Dobrej nocy
132 views, 6 likes, 2 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Phoenixbymm: Dobrej nocy
Życzę zdrowia ,radości i dobrej pogody na calutki dzionek.;) wan22 2021-12-04 Serce się śmieje patrząc na taki widok - dziękujęWitam i pozdrawiam najserdeczniej w sobotę !!!!
23 views, 3 likes, 1 loves, 1 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Wrozka Makia: Dobrej nocy :)
65 views, 5 likes, 0 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Villa Sanibel: Dobrej nocy ⭐⭐⭐
49K views, 718 likes, 18 loves, 21 comments, 47 shares, Facebook Watch Videos from infinityfashion.pl: Dobrej nocy 辰
. Zobacz co można zobaczyć podczas nocnego nurkowania w ciepłych krajach. Te widoki naprawdę są niesamowite i są świetną motywacją do dalszego nurkowania. A Ty gdzie lubisz nurkować?Nurkowanie nocne fajne jestNie tylko w ciepłych krajach nurkowanie nocne jest fajne. Również u nas w Polsce jest świetnie podczas nurkowania się nurkowaniem? Dołącz do naszej grupy FacebookNewsletter NurkowyCiekawe informacje ze świata nurkowego. Dołącz do naszego newslettera i otrzymuj ciekawostki nurkowe, specjalne oferty i znacznie więcej. Nurkowy Newsletter Marcin Ożarek (vel. NUREK AMATOR):. z nurkowaniem związany od 2017 roku. Od samego początku, zakochany w tej dyscyplinie "duchowego odprężenia". Miłośnik naturalnej przyrody oraz podróżnik myślisz?
Pamiętacie moje zeszłoroczne wyjście w noc andrzejkową ze statywem i aparatem? Wspólnie ze znajomymi włóczyliśmy się w okolicach schroniska Samotni i Strzechy Akademickiej rejestrując kolejne kadry przedstawiające piękno rozświetlonej od wielkiego księżyca nocy w Karkonoszach? Jeżeli nie to później odsyłam Was do poprzedniego tekstu Noc jak dzień? Nocne zdjęcia Karkonoszy, jednak obecnie zapraszam do najnowszego materiału, w którym chcę Wam pokazać jak wyglądają góry przystrojone białym śniegiem, gdy nie ma już turystów na szlakach (poza nielicznymi wyjątkami), czyli po prostu jak wygląda noc w jest jeszcze ciepła od naświetlania, statyw zmarznięty od otaczającego nas mrozu, rozładowane baterie ładują się, a w palcach powoli wraca czucie, gdyż zmarzły na kość. Jednak dzięki wspaniale spędzonego weekendu w Karkonoszach z olbrzymią przyjemnością przeglądam poszczególne kadry i uśmiecham się sam do siebie. Tak było warto stać na mrozie, walczyć z przeciwnościami losu, tupać nogami o śnieg, aby się, choć trochę rozgrzać i wyczekiwać kolejnych sekund, aby scena została z sukcesem zarejestrowana. Miejsce niby to samo – okolice schroniska Samotni w Karkonoszach, śnieg niby wygląda podobnie, księżyc ten sam, lecz rok starszy, gwiazdy nadal na nieboskłonie są a jednak warunki zupełnie inne. Wiatr to element, który nie do końca do tej układanki pasuje. Każdy, kto choć raz rozstawił statyw, dobrał odpowiedni kadr i naświetlał przez kilkadziesiąt sekund wie, że wiatr nie jest jego sprzymierzeńcem. Wie, że od jego powiewu zależy efekt końcowy. Próbuje swoim ciałem zasłaniać statyw, aby każdy powiew trafiał w moje plecy, próbuje wyczekiwać momentów, gdy jego siła jest o wiele mniejsza, lecz i to nie zawsze pomaga. Teraz to wydaje mi się śmieszne jak pod koniec 30 sekundowego naświetlenia powiew wiatru był tak duży, że straciłem na chwile równowagę i wpadłem na aparat. Niestety naświetlanie trzeba było powtórzyć. Jednak coś w tym jest, że człowiek kolejny raz przyszedł tutaj słysząc swój oddech i kroki na śniegu. Przystanął, rozstawił sprzęt i czeka na naświetlenie. Dookoła panuje mróz – termometr pokazuje zdecydowanie poniżej -11 stopni, jednak patrząc na to jak wygląda noc w Karkonoszach od razu uśmiech maluje się na twarzy. Jest pięknie i liczę, że moje zdjęcia, choć w niewielkim fragmencie pokażą piękna noc w Karkonoszach. Jest już późno, turyści, którzy odwiedzili góry tylko za dnia, już dawno rozgrzewają się na dole w Karpaczu lub Szklarskiej Porębie pijąc grzańce lub góralską herbatkę. W górach zostali praktycznie tylko ci, co śpią w schroniskach lub ci, co lubią nocne wędrówki. Pomimo, że do kalendarzowej lub astronomicznej zimy brakuje kilku dni, to całe Karkonosze już są przykryte warstwą pięknego białego śniegu. Biel śniegu, granat nieba, naturalne oświetlenie księżyca, miliony gwiazd to sceneria, którą można podziwiać nocą w Karkonoszach. Jesteśmy z dala od cywilizacji, informacji, wiadomości, newsów, tragedii i szczęśliwych wydarzeń, jest cisza i spokój przerywana mocnymi podmuchami wiatru. Tylko tyle lub aż tyle. Zapraszam do galerii nocnych zdjęć Karkonoszy, która mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Długo planowany weekendowy wyjazd na wraki w okolicach Bornholmu nie był dla mnie zwykłym, weekendowym wypadem na nurkowanie. Jakkolwiek nie nurkuję od wczoraj, wyjazd ten był moim „pierwszym razem" na Bałtyku w ogóle, pierwszym razem na wrakach Bałtyku, pierwszym razem w warunkach prawie sztormowych. Ale może od początku... Gdy dostałem od Rudiego propozycję wyjazdu na wraki w okolicach duńskiej wyspy Bornholm, od razu wiedziałem, że to coś dla mnie. Jak to zwykle bywa, niebawem okazało się, czego zresztą należało się spodziewać, że przygotowania do takiego nurkowania nie będą wcale ani krótkie, ani łatwe, ani tym bardziej tanie. Sam wyjazd poprzedzony był gruntowną zmianą konfiguracji, zaopatrzeniem się w twina, dodatkowe automaty, węże, stage'a, zmianą komputera nurkowego, itd., nie mówiąc już o przygotowaniu teoretycznym. Po kilku tygodniach przygotowań, jak również poszukiwania dokumentacji wraków, które planowaliśmy odwiedzić, nadszedł czas wyjazdu. 19 września 2008 roku dla niemałej liczby uczestników naszej wyprawy był cokolwiek pechowy - od rana Rudi odbierał telefony osób, które z takiego czy innego powodu rezygnowały z wyjazdu. Paweł nabawił się anginy, koleżanka zapalenia gardła, komuś innemu nawalił transport, ktoś nie chciał jechać bez kogoś... Gdy wyjeżdżaliśmy z Warszawy około kierując się do Kołobrzegu, wiadomo było, że nie jedzie już 5 osób. Z przewidzianych 20 zrobiło się 15. Jakby tego było mało, koło Człuchowa zadzwoniła jeszcze jedna ekipa informując, że zabraknie kolejnych czterech. „Katastrofa" pomyślałem, widząc oczyma wyobraźni widmo odwołanego wyjazdu i powrót w środku nocy zza Człuchowa do Warszawy, tylko po to, żeby powiedzieć wszystkim „Fajnie się jechało, ale nic z tego nie wyszło, bo za mało chętnych...". I wtedy stała się rzecz, na którą oczywiście w cichości ducha liczyłem, ale której nie mogłem oczekiwać - Rudi się żachnął: „Cholera, 9 osób próbuje mnie od tego wraku odciągnąć, już trzeci raz mam na niego płynąć. Nie ma takiej siły, która mnie teraz odciągnie! A niech to szlag, jedziemy, trudno, muszę na nim zanurkować!" Chodziło oczywiście o „Chińczyka"... Pomyślałem „Dobra nasza, płyniemy". Prognoza pogody na sobotę była nawet korzystna, wiatr 2 do 3oB, spokojne morze, przejaśnienia, czasem przelotne opady. Natomiast z niedzielą to już trochę gorzej - zapowiadał się sztorm... Dotarliśmy do Kołobrzegu około Miasto niczym nie przypominało tętniącego życiem nadmorskiego ośrodka turystycznego, podobne było raczej do okolic ulicy Brzeskiej, i to właśnie po Zanim grupa się zebrała na pokładzie „Doktora Lubeckiego", było już grubo po północy. Przewidywany czas płynięcia na pozycję „Chińczyka" wynosił około 12 godzin, zapowiadał się więc stosukowo długi rejs. Ostatecznie ruszyliśmy około 1 w nocy. Teraz trochę o „Chińczyku" „Fu Shan Hai" - chiński masowiec o wyporności ton, długości 225 m, szerokości 32,2 m i zanurzeniu 13,6 m, w drodze z Łotwy do Chin, z ładunkiem niemal ton nawozów, uległ kolizji z pływającym pod banderą cypryjską kontenerowcem „Gdynia" (100,6 m długości, 16,6 m szerokości, 6,36 m zanurzenia). Do kolizji doszło 31 maja 2003 roku o godzinie 12:18, na pozycji 55° N - 014° E, przy widoczności sięgającej 16-18 km i ładnej pogodzie, po tym jak „Gdynia" próbowała skrętem na prawą burtę minąć „Fu Shan Hai" za rufą. Niestety w tym czasie „Fu Shan Hai" zatrzymał już silniki, co prawdopodobnie na tyle zredukowało jego prędkość, że manewr ominięcia nie miał szans powodzenia. „Gdynia" uderzyła „Fu Shan Hai" w lewą burtę, przy pełnej prędkości, pod kątem około 90o, między 1 a 2 ładownią. Uszkodzenia „Gdyni" były stosunkowo niewielkie, gdyż jest to okręt o budowie spełniającej wymogi klasy lodowej E1 (czyli przystosowany do kruszenia pokrywy lodowej o określonej grubości) - patrz zdjęcia. „Fu Shan Hai" ostatecznie zatonął o godzinie Ze względu na toksyczną zawartość ładowni, wrak otwarto dla nurków dopiero wiosną 2007 roku. Wrak leży na głębokości niemal 70 m, na niewielkim stoku, dach nadbudówki znajduje się na głębokości około 30 m. Dopływamy. Trochę pochmurno, wstydliwie, co jakiś czas zza chmur wygląda słońce. Nie pada. Morze jest spokojne, fala ma może z pół metra, wiatr też nie przyprawia o zawrót głowy. Na pozycję wraku dotarliśmy około godziny ale bez mała godzinę zajęło załodze skuteczne umieszczenie na wraku prosiaka z liną opustową. Pierwsze zejście na „Chińczyka"... Po linie opustowej sprawnie opadliśmy na głębokość 30 m, gdzie znajdował się „prosiak", czyli przy maszcie radarowym, na dachu nadbudówki. Za pierwszym razem mieliśmy w planie opłynąć nadbudówkę, zajrzeć tu i ówdzie, rozejrzeć się i zdecydować, co robimy za następnym zanurzeniem. Pierwsze wrażenie - ciemno. Naprawdę ciemno. Choć patrząc w górę widać było trochę typowej, zielonej bałtyckiej poświaty, to bez mocnego światła (dwóch) nie ma czego tutaj szukać. Ale widoczność w sumie dobra - nawet 12-15 m. Ogólne wrażenie wraku - niemal w całości obrośnięty drobnymi małżami, pokryty osadami, w przeciwieństwie do tego, jak wyglądał jeszcze rok temu, gdy pierwsi nurkowie nań zeszli, kiedy to jaśniał jeszcze piękną bielą. Opływając nadbudówkę, kolejno zwiedziliśmy galerie, schody i przejścia pozwalające załodze poruszać się wokół nadbudówki, minęliśmy drzwi wejściowe do sterówki okrętu. W pewnej chwili, przy jednym z okien, chcąc zajrzeć do środka, Rudi postanowił zetrzeć trochę osadów z szyby... Osady na szybie były, owszem, ale przylepione do pokaźnej warstwy gęstego oleju paliwowego, którym upaprał sobie rękawice, skafander i aparat... Dochodzimy tutaj do rzadko omawianej kwestii, przynajmniej w gronie nurków, mianowicie skażenia środowiska. Poszukałem trochę danych na ten temat - w chwili kolizji na pokładzie „Fu Shan Hai" znajdowało się 1672 tony oleju paliwowego oraz 110 ton oleju napędowego. 600 ton paliwa znajdowało się w uszkodzonych podczas kolizji zbiornikach na lewej burcie. Olej stopniowo wyciekał z wraku, a spowodowane przezeń skażenie objęło znaczny odcinek wybrzeża Szwecji oraz okoliczne wyspy duńskie, nie wspominając o skażeniu samego morza (modelowanie skażenia w czasie dostępne jest tu: Nacieszywszy się jeszcze widokiem wielkiego panelu z nazwą okrętu, sprzętu GPS, wieży radarowej, powoli wynurzyliśmy się, spędzając na dekompresji ponad 20 minut. Dwie godziny po wyjściu, po dobrym obiedzie, wskoczyliśmy do wody na drugie nurkowanie. Tym razem w planie była penetracja nadbudówki. Ponownie opadliśmy na 30 m, opływając nadbudówkę obejrzeliśmy kosze znajdujące się na krańcach nadbudówki, wiszące poza obrysem pokładu okrętu, również gęsto porośnięte. Płynąc w kierunku wejścia do sterówki opadliśmy na 43 m - Rudiemu zacięła się lampa błyskowa, a ja czekając, aż coś na to poradzi, miałem okazję poświecić w dół, w kierunku pokładu - ku mojemu zaskoczeniu pojawiła się pokrywa ładowni, oraz wyraźny kształt pierwszego dźwigu. Ale zasady są zasadami, więc mimo ogromnej chęci odpuściłem opadnięcie na 50 m i fotografowanie dźwigu i urządzeń znajdujących się na pokładzie. Będę miał przynajmniej powód, żeby tam wrócić!! Następnie udaliśmy się do drzwi z boku sterówki, co by do niej wejść. Widoczność była dobra, trochę osadów podniesionych po przepłynięciu kilku współtowarzyszy. W sterówce tablice rozdzielcze, walające się krzesła, urządzenia nawigacyjne, tu i ówdzie porozrzucane panele LCD, koło sterowe. Okna sterówki od środka pokryte są gęstą mieszanką oleju i osadów - broń Boże dotykać!! Wychodząc ze sterówki skierowaliśmy się ku tyłowi nadbudówki, napotykając po drodze wybite okno pomieszczenia radiooperatora - w pomieszczeniu lekki bajzel, jak zresztą wszędzie, z telefonami wiszącymi na kablach wpiętych do ściany i odpadającymi panelami kryjącymi przewody wentylacyjne. Wydawało się, że minęła chwila, a tu pod wodą jesteśmy już od prawie 40 minut. Komputer szaleje, karą za zbyt krótką przerwę i zbyt długie napawanie się widokami jest wskazanie „ASC TIME 43 MIN".... na szczęście po przełączeniu na Nitrox spada teoretycznie do 26 minut, ale i tak z wody wychodzimy po godzinie i 15 minutach.... Nareszcie odpoczynek - płyniemy do małego portu Hasle, w którym psa z kulawą nogą nie ma, a wyprawa po piwo i batony okazuje się niemal wyprawą po złote runo.... Ale w porcie śpi się dobrze, i trzeba było to wykorzystać, w końcu jutro mamy płynąć - o ile pogoda nie nawali - na radziecką łódź podwodną, która zatonęła w 1956 roku. Jest to radziecka łódź podwodna klasy Whiskey, której numeru taktycznego nie udało mi się odnaleźć (a jak się okazuje, ruskich łodzi podwodnych na dnie Bałtyku trochę jest, z czego przynajmniej trzy wokół Bornholmu). Odnaleziony w 1989 roku, zatonął w 1956 roku po nieudanej próbie holowania z głębokości 25 m i ostatecznie spoczął w miejscu, w którym znajduje się dziś, na głębokości około 38-39 metrów, dzięki czemu mamy teraz fajny wrak do oglądania. Ten 76-metrowy wrak jest w pełni zachowany, choć skorodowany, leży około 2 mil od Vang na głębokości do 39 m, na płaskim, piaszczystym dnie, przechylony jest na prawą burtę pod kątem około 45-50o od pionu. Wychodzimy z portu około 6 rano, a morze zrobiło się niespokojne, fala ma około 1 - 1,5 metra, wiatr się wzmaga. Około jesteśmy na pozycji, tym razem prosiak za pierwszą próbą ląduje na pokładzie wraku, rozpoczynamy schodzenie. O jesteśmy w wodzie, tym razem nie jest już tak przyjemnie, fala się wzmaga, po wejściu do wody do liny trzeba dopłynąć dobre 10-15 metrów, co przy wietrze w jedną i prądzie w drugą stronę wcale nie jest łatwe. Chwilami nie widać boi, chwilami z oczu niknie „Doktor Lubecki"... Zanurzamy się, kontrola na 6 m, następnie „dzida" w dół, opadamy przy miernej widoczności na 33 m, w okolicę kiosku, gdzie widoczność się wyraźnie poprawia i sięga 10-12 metrów. Rozpoczynamy opływanie wraku. Kierujemy się w lewo, ku dziobowi. Pierwsze, na co trafiamy, to otwarte na oścież wejście do wnętrza okrętu, ale z powodu białawej zawiesiny widoczność wewnątrz nie przekracza 0,5 metra. Kierując się ku dziobowi opływamy z prawej strony kiosk, trafiając po prawej burcie na dziób, gdzie na piaszczystym dnie leży... kotwica. Czy jest to kotwica własna tej łodzi? Być może, gdyż stopień jej skorodowania podobny jest do reszty okrętu. Wychodzimy na lewą burtę i sunąc ponad pokładem natrafiamy na otwór, który zapewne był miejscem, w którym znajdowała się platforma 25 mm działa pokładowego (jest to okręt z 1950 roku, wtedy produkowano serię Whiskey I, z taką właśnie konfiguracją działa). Pamiętajmy, że klasa Whiskey (zwłaszcza w tamtym okresie), była po prostu słabszą wersją niemieckiego U-boota Typ XXI z II wojny światowej... ;-). Mijamy zbiorniki ze sprężonym powietrzem, służące do opróżniania komór balastowych, następnie dopływamy do robiącego duże wrażenie kiosku. Rudi próbuje wejść do włazu na szczycie kiosku - na szczęście miał na sobie za dużo sprzętu... Płyniemy w kierunku rufy, gdzie po pewnym czasie natrafiamy na fantastyczne widoki lewej śruby napędowej wraz z usterzeniem. Po chwili ruszamy z powrotem, mija już 25 minut pod wodą, komputer znów chce, żebym się najlepiej utopił... no bo jak interpretować fakt, że komputer znów chce, żebym pod wodą siedział jeszcze 20 minut?? Wyjście na powierzchnię to nic w porównaniu do wyjścia na pokład „Doktora Lubeckiego" przy 2 - 2,5 metrowej fali... Szybka (zaplanowana) wymianka sprzętu - ja biorę wszystkie stage, Rudi bierze mój aparat - i podchodzimy do pływającej po okręgu łodzi. Można powiedzieć, że jak zwykle miałem szczęście - fala po prostu posadziła mnie na kolanach w koszu windy, a Czarek zgrabnym ruchem włączył wyciągarkę - po 10 sekundach byłem już na pokładzie. Następnie wyszedł Rudi, nie bez trudności - ten mój aparat to mało poręczne urządzenie.... Oddychamy spokojnie, sprzęt zdjęty z grzbietu, ostatni koledzy wychodzą z wody, powoli klarujemy klamoty. Kapitan wykonuje koło w celu wyciagnięcia prosiaka, liny i boi, gdy w pewnym sensie nagle, przynajmniej dla nas, obok pojawia się masowiec, kalibru „Chińczyka", pusty, sunący prosto przez pozycję naszych boi.... Pamiętając zanurzenie takiego kolosa na pusto (około 7 m), przystanek dekompresyjny na 6 m nie należałby do przyjemnych.... Wtedy też uświadomiłem sobie, że gdyby pojechało jednak 20 osób, część z nas mogłaby jeszcze w tym czasie być pod wodą i wisieć na dekompresji... Brrrr, aż strach pomyśleć. Pozostała już tylko droga do domu... Gdy wypłynęliśmy zza wyspy, uderzył w nas silny boczny wiatr (7-8oB) oraz narastająca fala, mierząca w porywach nawet do 4 m. Wyobraźcie sobie - do Kołobrzegu 7 godzin jazdy bokiem do fali i wiatru.... Na samą myśl jeszcze mi się teraz w głowie kiwa.... Pominę już rekordowe 5 godzin jazdy do Warszawy, okupione jednym tylko mandatem. Jedno tylko zdanie podsumowania - w sumie miałem szczęście i do pogody, i do widoczności, ale jeśli będzie okazja wrócić na „Chińczyka", piszę się na to bez dwóch zdań. Tu fragment jak Fu Shan Hai szedł na dno Galeria zdjęć: Tekst i zdjęcia: Maciej Pliszkiewicz Zdjecia dodatkowe: Rudi Stankiewicz, Michał Piechocki oraz materiały internetowe Masz pytania? Wystarczy, że do nas napiszesz lub zadzwonisz: Bestdivers@ Tel. (+48) 601321557 / (+48) 698529073
iStockPort Dobrej Nocy - zdjęcia stockowe i więcej obrazów Jersey - Anglia - Jersey - Anglia, Łowić ryby, Bez ludziPobierz to zdjęcie Port Dobrej Nocy teraz. Szukaj więcej w bibliotece wolnych od tantiem zdjęć stockowych iStock, obejmującej zdjęcia Jersey - Anglia, które można łatwo i szybko #:gm1219337166$9,99iStockIn stockPort Dobrej Nocy – Zdjęcia stockowePort Dobrej Nocy - Zbiór zdjęć royalty-free (Jersey - Anglia)OpisImage of Bonne Nuit Harbour at low tide with exposed rocks and wysokiej jakości do wszelkich Twoich projektów$ z miesięcznym abonamentem10 obrazów miesięcznieNajwiększy rozmiar:6396 x 4254 piks. (54,15 x 36,02 cm) - 300 dpi - kolory RGBID zdjęcia:1219337166Data umieszczenia:25 kwietnia 2020Słowa kluczoweJersey - Anglia Obrazy,Łowić ryby Obrazy,Bez ludzi Obrazy,Charakterystyka brzegu Obrazy,Dramatyczna sceneria Obrazy,Fotografika Obrazy,Gładki Obrazy,Horyzontalny Obrazy,Klif Obrazy,Krajobraz Obrazy,Krajobraz morski Obrazy,Mgła Obrazy,Morze Obrazy,Natura Obrazy,Niebieski Obrazy,Niezmącony spokój Obrazy,Otwarta przestrzeń - Ustawienia Obrazy,Pejzaże Obrazy,Pokaż wszystkieCzęsto zadawane pytania (FAQ)Czym jest licencja typu royalty-free?Licencje typu royalty-free pozwalają na jednokrotną opłatę za bieżące wykorzystywanie zdjęć i klipów wideo chronionych prawem autorskim w projektach osobistych i komercyjnych bez konieczności ponoszenia dodatkowych opłat za każdym razem, gdy korzystasz z tych treści. Jest to korzystne dla obu stron – dlatego też wszystko w serwisie iStock jest objęte licencją typu licencje typu royalty-free są dostępne w serwisie iStock?Licencje royalty-free to najlepsza opcja dla osób, które potrzebują zbioru obrazów do użytku komercyjnego, dlatego każdy plik na iStock jest objęty wyłącznie tym typem licencji, niezależnie od tego, czy jest to zdjęcie, ilustracja czy można korzystać z obrazów i klipów wideo typu royalty-free?Użytkownicy mogą modyfikować, zmieniać rozmiary i dopasowywać do swoich potrzeb wszystkie inne aspekty zasobów dostępnych na iStock, by wykorzystać je przy swoich projektach, niezależnie od tego, czy tworzą reklamy na media społecznościowe, billboardy, prezentacje PowerPoint czy filmy fabularne. Z wyjątkiem zdjęć objętych licencją „Editorial use only” (tylko do użytku redakcji), które mogą być wykorzystywane wyłącznie w projektach redakcyjnych i nie mogą być modyfikowane, możliwości są się więcej na temat obrazów beztantiemowych lub zobacz najczęściej zadawane pytania związane ze zbiorami zdjęć.
Nigdy nie miałem okazji pojechać do Warszawy, aby ją poznać. Zawsze tylko przejazdem, w pośpiechu, głównie na lotnisko, z którego leciałem, gdzieś w świat. Niestety nadal ten stan nie uległ zmianie. Obiecuję sobie od dawna, że kiedyś przyjadę tu zobaczyć, co stolica ma do zaoferowania, lecz jeszcze nie teraz. Jednak ostatnio, znów na szybko, przy okazji, udało się przejść kilka najbardziej znanych ulic. Spacer oczywiście ze statywem i aparatem, no, bo jakby inaczej. Owocem są poniższe nocne zdjęcia Warszawy. Tak właściwie to do końca nie wiem, dlaczego lubię włóczyć się ze statywem i aparatem tuż po zachodzie słońca po ulicach miast. Zwłaszcza tych dużych miast, gdzie dużo jest metalu, szkła, ciekawych fasad i wody. Gdzie pięknie iluminowane budynki niesamowicie odbijają się w wodzie, gdzie ich sztuczne oświetlenie ciekawie kontrastuje z granatowym niebem. Wielokrotnie już wspominałem, a pewnie i nie jeden raz jeszcze napiszę, że czas pomiędzy zachodem słońca, a zupełną ciemnością zwany często „blue hour” jest moim ulubionym okresem na robienie nocnych zdjęcia Warszawy: Pałac Kultury i NaukiNie trzeba wtedy za wiele robić. Wystarczy ustawić statyw, dobrać kadr i nacisnąć spust migawki. Reszta robi się sama. Oczekiwanie na efekt naświetlenia zawsze powoduje lekki dreszczyk emocji. Podobnie było jak stałem na szerokim chodniku Alei Jerozolimskich kadrując Pałac Kultury i Nauki próbując uchwycić jego charakterystyczną bryłę na tle nowoczesnych budynków. Dookoła mnóstwo przechodniów spieszących się załatwić swoje sprawy, a ja stoję przed statywem i Pałac Kultury i Pałac Kultury i Pałac Kultury i Pałac Kultury i Pałac Kultury i Pałac Kultury i zdjęcia Warszawy: PGE Narodowy, Most Świętokrzyski, Most Poniatowskiego i Most ŚrednicowyPodobno od jakiegoś czasu w Warszawie panuje moda na spędzanie wieczoru nad brzegiem Wisły. Liczne knajpki z jedzeniem i napojami, a także mnóstwo ludzi. Zakochane pary patrzące sobie w oczy siedzą na schodach trzymając się za ręce, grupki podchmielonej młodzieży rzucające wyzwiskami używają w swojej narracji słów, które wstydziłbym się powtórzyć, przechodnie, którzy wyskoczyli na spacer ze swoimi czworonogami oraz liczni spacerowicze. A ja znów nie zważając na otaczającą mnie rzeczywistość stoję przed statywem i zapisuję nocne zdjęcia Warszawy – PGE Narodowy, Most Świętokrzyski, Most Poniatowskiego i Most Średnicowy. Miejski architekt, czy inna osoba odpowiedzialna za podświetlenie mostów i stadionu bardzo pomaga – różne kolory ciekawie zapisują się na karcie PGE Narodowy wieczorowej Most Most Most Most Most Świętokrzyski i Most Most Świętokrzyski i Most zdjęcia Warszawy: Łazienki KrólewskiePodobno, chcąc zobaczyć Warszawę nocą, koniecznie trzeba wybrać się do Łazienek Królewskich. Nigdy tam nie byłem, a po zachodzie słońca w ciemnym parku ciężko się chodzi ścieżkami, lecz zmierzam w kierunku rozświetlonego Pałacu na Wyspie. Ustawiam się na trawie, rozstawiam statyw, kadruję. Obok mnie sympatyczna parka robi sobie romantyczne zdjęcia z pałacem w tle. Prawa nóżka do góry, namiętny uścisk, lekko rozchylone usta, przymknięte oczy. Teraz zmiana z drugiej strony, tak, aby wspólne ramiona stworzyły kształt serca. Milusio, prawda?Łazienki Królewskie – Pałac na Królewskie – Pałac na Królewskie – Pałac na Królewskie – Pałac na Królewskie – Pałac na Królewskie – Pałac na Królewskie – Pałac na zdjęcia Warszawy: Warszawskie startrailsWieczór się kończy, nocne zdjęcia Warszawy powoli zapisują się na karcie, lecz przed powrotem pojawia się jeszcze jeden pomysł. A może uchwycić trochę gwiazd? W końcu jestem w Warszawie gdzie celebryci i inni znani ze szklanego ekranu mieszkają, żyją i bawią się. Tak to dobry pomysł, zróbmy kilka ścieżek gwiazd, aby wiedzieć i mieć dowody którędy Startrails w Łazienkach Królewskich – Pałac na Startrails – PGE Narodowy oraz Łazienki Królewskie – Pałac na Startrails – Pałac Kultury i NaukiWarszawa. Startrails – Pałac Kultury i NaukiMam nadzieję, że skromna galeria nocnych zdjęć Warszawy przypadła Wam do gustu. Macie jakieś sugestie, które miejsca warto odwiedzić następnym razem? Będę wdzięczny za informację. Łukasz Kędzierski - etatowy miłośnik podróży z plecakiem i aparatem. Nieustannie patrzy na świat przez wizjer aparatu, aby uchwycić piękno otaczającego nas świata. Zafascynowany Azją Południowo-Wschodnią, którą nie może się nacieszyć i dlatego ciągle tam wraca. Wspinaczka, buldering, jaskinie, kanioning oraz nurkowanie często przewijają się przez jego wyjazdy. Pokazuje, że można podróżować z małym dzieckiem, bo to nic trudnego - wystarczy chcieć ->
zdjęcia nurka dobrej nocy